Nie wolno z niej zeskakiwać ani na nią wskakiwać. "Osoby oczekujące na skorzystanie z ławki powinny znajdować się poza obrębem całej instalacji w odległości 1,5 metra". Natomiast siedzieć mogą na niej maksymalnie trzy osoby jednocześnie. Pod warunkiem, że nie ważą razem więcej niż 225 kg i nie towarzyszą im zwierzęta. Rada Miejska Jasła nie wyraziła zgody na zabezpieczenie składki inwestycyjnej dla ZGDW na realizację Centrum Zrównoważonego Rozwoju. Obiekt w technologii pasywnej ma być nie tylko nową siedzibą związku, lecz również służyć szeroko pojętej edukacji ekologicznej. Szacowana wartość projektu to 11 379 924,60 zł. Składka Będzie miś na miarę naszych czasów. Na Bemowie No tak. Miś ma kosztować kilka tysięcy złotych. Władze Bemowa, jak widać, dobrze zapamiętały lekcję, której Ochódzki udzielił Hochwanderowi. "Największe pieniądze zarabia się na drogich słomianych inwestycjach" ;-) Śr, 04-05-2011 Forum: Warszawa - Będzie miś na miarę naszych Permalink. na domówkach w 90′ teksty typu ‘to jest miś na miarę naszych możliwości’ ‘rozmowa kontrolowana(jak ktoś dzwonił do starych że wróci rano)’ ‘łubudubu łubudubu’ ‘czy ja palę ? ja cały czas palę (nie wiem czy to z tego filmu)’ ‘to mówiłem ja, Jarząbek (jak walnałes tekst na facepalmy)’ itp się mieszały z tekstami z Psów i Pulp Fiction Próbując odpowiedzieć na pytanie, czym są, można tylko rozłożyć ręce. Nie wiadomo. Nie wiadomo, skąd się wzięły, dlaczego znajdują się akurat w tym miejscu i czy z całą pewnością to dzieło ludzi. Wiadomo na razie tyle, że są i nigdzie na świecie nie znaleziono większych, podobnych struktur. Nieoficjalna historia świata Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. – Ten pękaty autobus nazywał się ogórek… To jest saturator, to pralka Frania… A ten komputer zajmował cały pokój… – A czemu ta pani ma na głowie takie coś z paskiem? – To jest czepek pielęgniarski, babcia taki nosiła. Tak mniej więcej wyglądały rozmowy z moimi córkami przy przeglądaniu zdjęć Grażyny Rutowskiej. Dla nich wycieczka w egzotyczny świat tatusiowego dzieciństwa, dla mnie powrót do widoków i rzeczy niegdyś tak swojskich, że właściwie niezauważanych. Grażyna Rutowska była warszawską dziennikarką i fotoreporterką, związaną przez wiele lat z „Dziennikiem Ludowym”, który w latach osiemdziesiątych sprzedawał się tylko w soboty, gdy dołączano do niego kolorową wkładkę z wizerunkiem muzycznej gwiazdy. W dni powszednie drukowano w nim sprawozdania ze zjazdów i plenów, czynów społecznych i imprez masowych ze szczególnym uwzględnieniem spraw wsi. Pewnie był też kącik listów do redakcji i program telewizyjny. Wszystko ilustrowane burymi, ziarnistymi zdjęciami, na których widać było co najwyżej zarysy postaci czy budynków. Co tak właściwie znajdowało się na tych fotografiach, doskonale pokazuje album wydany przez Narodowe Archiwum Cyfrowe, któremu Rutowska, zmarła w 2002 roku, zapisała prawie czterdzieści tysięcy swoich zdjęć. Fotografie Rutowskiej to świadectwo ćwierćwiecza jej pracy i podejmowanych przez nią na co dzień tematów. Część z pisanych przez nią tekstów pewnie traktowana była trochę jak obowiązkowa danina na rzecz propagandy, więc towarzyszące im zdjęcia miały walor czysto dokumentacyjny. Zdarzają się jednak i znakomicie utrwalone sceny rodzajowe, na przykład z kolejek, pełne napięcia i emocji. Czytelnicy „Dziennika Ludowego” zapewne przebiegali je obojętnie wzrokiem, gdyż świetnie znali utrwalone na nich sytuacje. Po latach jednak zyskały walor wartościowego źródła historycznego. Starannie wybrane fotografie podzielono na kilka grup tematycznych. Rozdział o propagandzie wypełniają obrazy pochodów, czynów społecznych, akademii ku czci, wyborów, dożynek czy gospodarskich wizyt w zakładach pracy. Buńczuczne hasła na murach i transparentach mówią o postępie, rozwoju i sojuszu robotniczo-chłopskim. Rozświetlone neony zachęcają do nabywania radzieckich zegarków, a murale zachwalają polskiego fiata i wyroby kosmetyczne Polleny, jednak pod tymi reklamami wiją się kolejki po mięso i książki, meble i pralki. Życie w epoce późnego Gomułki, a potem Gierka pełne było sprzeczności, niedoborów i jednocześnie rosnących oczekiwań społeczeństwa, którym nie mógł sprostać przemysł, mimo ogromnych inwestycji. W części poświęconej pracy widać zakłady mięsne, motoryzacyjne, elektroniczne, gdzie produkcja szła pełną parą – czemu więc po ich produkty ustawiały się nieustająco kolejki? Zmęczeni pracą i wystawaniem w ogonkach Polacy mogli korzystać z rozmaitych form wypoczynku, któremu Rutowska poświęciła wiele malowniczych kadrów, i uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych. Szczyt popularności przeżywały festiwale piosenki w Opolu i Sopocie, majowe kiermasze książki ściągały tłumy, podobnie jak wesołe miasteczka czy cyrki. Poparciem państwa cieszyły się też rozmaite formy sztuki ludowej – zespoły pieśni i tańca, twórcy wycinanek, świątków, haftów czy słomianych „misiów na miarę naszych możliwości”. Każdy z rozdziałów albumu poprzedzony jest przystępnym omówieniem zasadniczych kwestii, które ukazują zdjęcia. Dzieciom PRL-u wszystko jest dobrze znane, młodszym natomiast na pewno przyda się informacja, czym były czyny społeczne i Cepeliada. Podpisy pod zdjęciami nie tylko objaśniają gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach wykonano zdjęcie, ale zwracają też uwagę na rozmaite detale, jak choćby modna peruka na głowie pracownicy zakładów produkujących bombki choinkowe. Wyszukiwanie dodatkowych smaczków na fotografiach może być rozrywką na długie godziny – śledzenie rozmaitości ubiorów, fryzur czy obuwia, porównywanie obecnego wyglądu znanych nam ulic z tym sprzed lat bardzo wciąga. Możliwości jest mnóstwo, szczególnie jeśli towarzyszą nam dociekliwe dzieci, którym trzeba wyjaśnić pojęcie „pralka wirnikowa” i „saturator”. PRL Grażyny Rutowskiej, tekst Łukasz Karolewski, wybór zdjęć Łukasz Karolewski, Katarzyna Kalisz, Sylwia Zawacka, Narodowe Archiwum Cyfrowe 2015 (cały album dostępny jest też w wersji elektronicznej: (Visited 734 times, 3 visits today) autor wpisu: Autor | komentarzy (20) Na terenie Gminy Poświętne są trzy szkoły podstawowe. Żadna z nich nie ma nowoczesnego boiska wielofunkcyjnego, o bieżni 200m. nie wspominając. Za to będzie zjeżdżalnia igielitowa w... Studziannie. – Wiesz co robi ta zjeżdżalnia? Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa Gminy Poświętne. To jest zjeżdżalnia na skalę naszych możliwości – Ogromne wsparcie jakie otrzymaliśmy od Zarządu Samorządu Województwa Łódzkiego było impulsem do kontynuacji działań związanych z dokończeniem modernizacji pozostałej infrastruktury sportowej dla naszych uczniów. Będę czynił starania, aby w następnym roku szkolnym nasze dzieci i młodzież ćwiczyła już na nowoczesnych boiskach, w warunkach na miarę XXI wieku – zapewniał Michał Franas – Wójt Gminy Poświętne we wrześniu 2018 r. w artykule dotyczącym budowy boiska przy szkole w Poświętnem. We wrześniu bieżącego roku będziemy obchodzić jubileusz czterolecia tej obietnicy. O obietnicach Włodarza, a nawet o wizualizacjach tych obietnic można przeczytać w artykule pt. Tak będą wyglądać boiska po remoncie przy Szkole Podstawowej w Gminie Poświętne. W tym tygodniu Sejmik Województwa Łódzkiego podjął uchwałę o rozdysponowaniu pieniędzy w ramach programu „Infrastruktura sportowa plus”, o czym pisaliśmy w artykule pt. Sejmik przyznał dotacje na obiekty sportowe w Powiecie Opoczyńskim. Pieniądze z programu dostały cztery samorządy z terenu Powiatu Opoczyńskiego, z czego trzy postawiły na bieżące potrzeby: remont hali sportowej (Powiat Opoczyński), remont boisk przyszkolnych (Mniszków i Paradyż). Na tym polu zdroworozsądkowego podejścia postanowił wyróżnić się Michał Franas, który będzie budował… zjeżdżalnie igielitową, bo w Gminie Poświętne obiekty sportowe są już na tak wysokim i nowoczesnym poziomie, że Włodarzowi kończą się pomysły na pozyskiwanie kolejnych środków, które przecież są do podjęcia z sejmikowego stołu. W końcu od obietnic Michała Franasa z 2018 r. minęło już prawie 4 lat i liczba przeprowadzonych inwestycji w infrastrukturę sportową przyprawia o zawrót głowy. Aby zobaczyć jak bardzo Michał Franas jest oryginalny w swoim pomyśle wystarczy spojrzeć na listę dotacji, gdzie na 75 pozycji drugiej takiej samej się nie znajdzie. Wszyscy postawili na budowę, przebudowę, remont, modernizację obiektów sportowych. Pełna lista dostępna jest TUTAJ. Z resztą, to nie pierwszy oryginalny pomysł Włodarza. We wrześniu 2019 r., a więc w trakcie kampanii wyborczej ogłosił pomysł budowy przystanku kolejowego, który miał swoim rozmachem przyćmić wszystko co do tej pory wiedzieliśmy. Pisaliśmy o tym w artykule pt. Zawsze jest powód do użycia noża, Poświętne żąda dostępu do morza! Po trzech latach prace są pewnie bardzo zawansowane, ale ściśle strzeżone, więc…. cicho sza. Poczekamy na uroczyste otwarcie. Wróćmy jednak do bieżącego projektu. Pozyskana kwotą na ten pomysł to duża kwotą. 100 000 zł. w biednej gminie piechotą nie chodzi i liczy się każdy pozyskany grosz. Pytanie tylko – nie do Włodarza, ale do Radnych – czy nie ma większych potrzeb w zakresie kultury fizycznej w Gminie Poświętne? Czy zjeżdżalnia igielitowa przyda się dzieciom ze szkoły w Dębie? Będą przyjeżdżać na wycieczki, aby pozjeżdżać ze „stoku” studziańskiego? Nowoczesnego boiska nie ma w gminie żadnego. Małe boisko, które powstało przy szkole podstawowej w Poświętnem w 2018 r. do dziś nie zostało ogrodzone. Mimo, że są na nim wytoczone linie do gry w tenisa ziemnego to grać się nie da, bo ktokolwiek był w życiu na korcie ten wie, że przy prędkościach z jakimi uderzane są piłki tenisowe gra na boisku bez ogrodzenia mija się z celem. Więcej czasu spędza się na chodzeniu za piłką niż na grze. Czym różnią się dzieci i młodzież z Gminy Poświętne od innych, że do dziś nie doczekały się chociaż jednego boiska ze sztuczną nawierzchnią? Albo chociaż jedn Website Od nowego roku w całej Unii wchodzą nowe przepisy regulujące latanie dronami Zdjęcie: YT/Pięć żywiołów - Droniada REKLAMA „W niedzielę, 6 grudnia przed północą w Szpitalu Narodowym przebywało 56 pacjentów na 84 gotowe łóżka” – informuje portal „Wirtualna Polska”. Kierownik Działu Obsługi Pacjenta w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA, którego filią jest Szpital Narodowy, Iwona Sołtys, poinformowała, że obecnie w tzw. Szpitalu Narodowym przebywa 56 pacjentów. Obsługuje ich personel, który gotowy jest na przyjęcie 84 osób łącznie. Do tej pory w szpitalu na Stadionie Narodowym przyjęto 166 pacjentów. Sołtys przekazała, że w ciągu ostatnich dwóch dni inne placówki aż osiem razy kontaktowały się ze Szpitalem Narodowym w celu skierowania tam pacjentów na leczenie. Szpital na stadionie zdecydował się jednak przyjąć tylko pięciu pacjentów. REKLAMA Tylko w pierwszym tygodniu grudnia inne placówki aż 44 razy kontaktowały się ze Szpitalem Narodowym. Szpital na boisku nie przyjął nawet połowy z tych pacjentów – łącznie przyjęto 19 osób. – Placówka apeluje do innych podmiotów o kierowanie pacjentów do Szpitala Narodowego w celu uwalniania ich najważniejszych zasobów i umożliwienia leczenia ciężej chorych – apeluje jedna Sołtys. Kierowniczka Działu Obsługi Pacjenta w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA przypomniała, że nie wszyscy pacjenci kwalifikowani są do przyjęcia do szpitala tymczasowego. Tak długo jak mogą być leczeni w szpitalach standardowych, tak długo powinni tam pozostać – stwierdziła Sołtys. Nic dziwnego, że pojawiają się takie apele. Z dostępnych informacji wynika, że ten „miś na miarę naszych możliwości” jest już w dwóch trzecich zapełniony. Źródło: Wirtualna Polska REKLAMA Jest taki dowcip o rabinie i kozie. Do rabina przychodzi biedak i skarży się na warunki mieszkaniowe. Że tłok, że żyć nie ma jak. Rabin radzi, by kupił kozę. Z nią już całkiem nie daje się wytrzymać. Mężczyzna wraca do rabina, a wtedy słyszy, że ma zwierzę sprzedać. Czyni tak i stwierdza, że życie jest cudowne. To ilustracja tego, że dawne przekleństwo po zmianach może okazać się dobrodziejstwem. Podobnie jest z dopiero co otwartym dworcem Łódź Fabryczna. Nie rozwiązuje on podstawowego problemu komunikacyjnego Łodzi – braku połączenia między dworcami Łódź Fabryczna i Łódź Kaliska. W efekcie nadal jest tak, że do Warszawy jedziemy z jednego dworca, a do Poznania z drugiego. Bo już jakoś tak jest, że aby transport kolejowy był skuteczny, to oprócz dworców konieczne są także tory. Oto po pięciu latach budowy mamy największy dworzec w Europie, za jedyne 2,3 mld zł (miało być 1,9 mld), który obsługuje ruch w jednym kierunku. I po co to wszystko? Nikt nie wie, więc nie trzeba się obawiać, że ktoś zapyta. Bo, jak mawiał Ryszard Ochódzki, „Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach”. Źródło: W ostatnich tygodniach mieleccy kierowcy irytują się z powodu zasypanych kamyczkami i lepikiem dróg. To sposób na wiosenno-letnie remonty jezdni. Sprawa poruszona została na środowej sesji Rady Miejskiej. - Technologia nie jest najszczęśliwsza, ale jest na miarę naszych możliwości finansowych - odpowiadała urzędniczka. O kamyczkach grysu wysypanych na mieleckich i podmiejskich drogach informowaliśmy już przed kilkoma tygodniami za sprawą interwencji czytelnika. W ostatnich dniach w mieście pojawiło się ich jeszcze więcej. Temat oburza mieleckich kierowców, którzy zwracają uwagę zarówno na możliwość uszkodzenia karoserii czy szyb pojazdów, ale także bezpieczeństwo - droga hamowania na takich kamyczkach jest znacznie dłuższa. To też duże zagrożenie dla kierowców jednośladów. - To bardzo długo zalega na poboczach ulic. Brudzi samochody, a w niektórych przypadkach dochodzi nawet do uszkodzenia karoserii lub szyb samochodów. Chciałbym zapytać, czy nie można poprosić wykonawców o nałożenie typowego asfaltu. Czy musi to być taka technologia? – pytał na środowej sesji Rady Miejskiej radny Jarosław Szczerba. - Jest to naprawdę głos wielu kierowców z naszego miasta. Sam uważam, że jest to problem - dodawał. - Technologia nie jest najszczęśliwsza, ale jest na miarę naszych możliwości finansowych - odpowiadała Monika Skowrońska-Ziomek, naczelnik Wydziału Dróg, Transportu, Energetyki i Działalności Gospodarczej. - Możemy mówić o wykonywaniu inną technologią, czyli wycinaniu tych dziur i łataniu ich asfaltem, natomiast jest to technologia dużo droższa i dużo bardziej czaso- i kosztochłonna. Ta technologia w chwili jej wykonywania może stanowić uciążliwość, ale jest efektywniejsza pod względem użytkowym. Dłużej te dziury pozostają załatane - przekonywała. - Proszę o wyrozumiałość i mam nadzieję, że te działania będą jednak się przyczyniały do tego, żeby na drogach było bezpieczniej - dodawała. Warto jednak podkreślić, że taka forma napraw nawierzchni stosowana jest nie tylko w mieście, ale także na drogach podmiejskich, w tym i wojewódzkich. W ostatnich tygodniach kierowcy alarmowali o niebezpieczeństwie wynikającym właśnie z zasypania kamyczkami chociażby drogi Mielec – Tarnobrzeg na obszarze powiatu mieleckiego. W ostatnich dniach z kolei ogromnym utrudnieniem było zasypanie na całej długości ulicy Wolności w Mielcu – także drogi wojewódzkiej. Wygląda jednak na to, że kierowcy nie mają co liczyć na poprawę jakości remontów w tym zakresie...

miś na miarę naszych możliwości